Foto: Andrzej Mazurkiewicz http://www.terra.waw.pl

 

voyage Wróżbita ostatniego króla Ladakhu

Nad Leh góruje wybudowany w XVII wieku niezwykły pałac królów Ladakhu będący miniaturą słynnej Potali z Lhasy. Ostatni król Ladakhu, który rządził tą krainą, zmarł w 1974 roku. Niestety jego pałac jest poważnie zniszczony a rodzina królewska wraz z kilkuletnim kuzynem króla mieszka w Stoku, miejscowości położonej 15 kilometrów od Leh. Choć młody kuzyn ostatniego króla Ladakhu formalnie królem nie jest, to mieszkańcy często mówią, że Stok jest pałacem "małego króla".

W połowie drogi pomiędzy Leh a Stokiem znajduje się Czomglonsara, gdzie mieści się letnia rezydencja Dalaj Lamy oraz największa w Tybecie szkoła buddyjskich uciekinierów z olbrzymią biblioteką. Stamtąd do Stoku trzeba już iść 6 km pieszo lub wynająć taksówkę. Kiedy dotarłem do pałacu w Stoku byłem zmęczony, więc marzyła mi się chwila odpoczynku w którymś z 80 pałacowych pokoi. Na solidnych drzwiach pałacu zobaczyłem jednak kartkę "Pałac zamknięty. Rodzina królewska wraca w maju 1998".

Nie dawałem jednak za wygraną i kręciłem się wokół pałacu przez prawie pół godziny co chwila kołacząc do drzwi. Niespodziewanie na jednym z pałacowych balkonów zobaczyłem starca ubranego w purpurowe szaty i wielką cylindryczną czapę. Po chwili drzwi pałacu otworzyły się i pojawił się w nich może dwunastoletni chłopiec. Zaprowadził mnie do człowieka w purpurze, który okazał się być kimś w rodzaju nadwornego wróżbity rodziny królewskiej.

Po zwiedzeniu pałacu zostałem zaproszony na dach, dokąd chłopiec przyniósł kilka sporych ksiąg. Niestety zarówno wróżbita, jak i jego pomocnik po angielsku znali zaledwie kilka słów. Mimo to zrozumiałem, że starzec chce, bym wysłuchał jego wróżb. Kiedy podałem datę urodzenia moją i rodziców oraz kilka innych szczegółów wróżbita przez godzinę snuł opowieść o moim przeszłym i przyszłym życiu. Oczywiście po tybetańsku.

Wiadomości o mojej przyszłości musiałem więc czerpać z pojawiających się na twarzach gospodarzy uśmiechów Iub z wyraźnych chwil smutku. Z pewnością zrozumiałem tylko zakończenie-wróżbita urwał swą opowieść na roku 2054. Wychodząc chciałem wręczyć gospodarzom kilka rupii. Odmówili, pokazując na znajdujqcą się w gablocie książkę o ostatnim królu Ladakhu. Urodziłem się dokładnie w dniu jego śmierci.

 

Kilka rad na szlaku klasztorów

Zwiedzanie buddyjskich klasztorów w Ladakhu jest przeżyciem niezwykłym. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy tam jechać. Najwięcej turystów odwiedza tę krainę w lipcu i sierpniu, tymczasem znakomita pogoda utrzymuje się tam także jesienią. Od początku października droga prowadząca do położonego 500 km za Kaszmirem Ladakhu jest już nieprzejezdna. Można tam wówczas jedynie dolecieć (samolot kosztuje 156 dolarów, osobom poniżej 26 lat przysługuje 30-proc. zniżka). W Leh - stolicy regionu jest wiele hoteli o bardzo zróżnicowanych cenach; od równowartości 6 (!) złotych za noc do 100-120. W tych najdroższych można liczyć na bardzo wysoki standard usług.

Najciekawsze klasztory znajdują się kilka lub kilkanaście kilometrów za Leh. Można do nich dotrzeć kosztującym kilka rupii autobusem lub wynająć terenowego jeepa wraz z kierowcą za około 100 zł dziennie. Warto to zrobić szczególnie w pierwszych dniach pobytu na miejscu, gdyż z powodu znacznej wysokości dojście od przystanku do położonych na szczytach gór klasztorów może być wielkim wysiłkiem. Poszczególne klasztory organizują szereg festiwali religijnych. Częstym widokiem są tam tańczący mnisi ubrani w kolorowe szaty i maski. Niektóre z masek liczą po kilkaset lat.

Do najciekawszych należą festiwale w klasztorach:
Hemis Gompa (4-5 lipca '98),
Tikse Gompa (6-7 listopada '98),
i Chemrey Gompa (17-18 listopada'98).

 

Samochód do wynajęcia

Ostatniego dnia mojej podróży postanowiłem wynająć jeepa, aby dojechać do jednej z oddalonych o 50 km miejscowości. Kierowca w przeciwieństwie do większości mieszkańców Ladakhu nie był buddystą ani muzułmaninem, lecz hindusem.

Samochód popsuł się po niecałej godzinie jazdy. Kierowca kazał mi poczekać w środku, po czym zniknął pod uniesioną klapą silnika. Po dłuższej chwili z auta wywabił mnie słodki zapach kadzidełek. Ujrzałem najdziwniejszy sposób naprawy samochodu: mój kierowca przysypał silnik płatkami kwiatów, a pomiędzy części maszyny powtykał tlące się pachnidła.

- Przecież to trzeba zreperować! - wykrzyknąłem zdumiony. - Psuje się już trzeci raz. Trzeba coś z tym zrobić - wyjaśnił z uśmiechem kierowca i powrócił do modlitwy. Odjechaliśmy dopiero po dwóch godzinach.

RAFAŁ KASPPRÓW

Za pismem voyage - magazyn o podróżach, numer 1

 

Powrót do menu Porady dla Podróżników     Powrót do strony głównej