USA. Wstrząsające świadectwo chińskiej uchodźczyni

Lepiej ich obłaskawiać
Bill Clinton obiecał wczoraj naciskać na władze w Pekinie, by uwolniły więźniów politycznych, odstąpiły od przymusowych aborcji i sterylizacji. Wykluczył sankcje

ZBIGNIEW BASARA, NOWY JORK

Kilkanaście godzin po pokazie w Kongresie szokującej taśmy wideo z chińskiego ośrodka kontroli poczęć Clinton zdecydował się bronić swojej planowanej wizyty w Chinach. Członkowie podkomisji ds. praw człowieka lzby Reprezentantów ze zgrozą wysłuchali zeznań Gao Xiao Duan, zbiegłej w kwietniu do USA dzięki pomocy dysydenta Harry'ego Wu. Była ona w latach 1984-98 kierowniczką ośrodka ds. kontroli poczęć w mieście Yonghe w prowincji Fujien. "Najbardziej znienawidzona kobietą w mieście" - jak sama siebie określiła - opisała nocne obławy na wskazane przez płatnych informatorów domy kobiet, które zaszły w ciążę bez pozwolenia na posiadanie drugiego dziecka (w Chinach małżeństwa w mieście mogą mieć jedno dziecko, na wsi dwoje).

- Przez 14 lat byłam potworem, w dzień wypełniałam nadgorliwe nieludzkie rozkazy rządu, a wieczorem wracałam do męża i dwójki dzieci, w tym jednego nielegalnie zaadoptowanego - mówiła, wybuchając co chwila płaczem. Gao opisała zrównanie z ziemią domu jednej z kobiet winnej "zbrodni" powtórnego macierzyństwa i przymusowej aborcji dziewięciomiesięcznego noworodka. - Widziałam, jak usta dziecka wyjętego z łona chwytają powietrze, jak wyciąga ramiona i jak lekarz zrobił mu w czaszkę zastrzyk trucizny.

Kongresmani zobaczyli przeszmuglowaną taśmę wideo z ośrodka ukazującą stół operacyjny, celę dla niepokornych kobiet i ośrodek komputerowych danych z m.in. okresami płodności i datami założenia spirali u mieszkanek Yonghe.

Zeznania Gao były drugimi (Po zeznaniach Harry'ego Wu) z serii przesłuchań w ramach republikańskiej kampanii nacisków, by Clinton odwołał wizytę lub przynajmniej zagroził Pekinowi sankcjami. Republikanie, organizacje religijne oraz działacze praw człowieka krytykują Chiny za wykorzystywanie pracy niewolniczej, brak swobód religijnych i obywatelskich, nieodpowiedzialny eksport technologii nuklearnych. Zdaniem opozycji Clinton nie powinien jechać, kiedy ze zdwojoną silą wybuchła Chinagate - afera z kupowaniem przez pekiński reżim politycznych wpływów podczas ostatniej wyborczej kampanii w USA.

Clinton twierdzi, że tylko strategia zaangażowania skłoni reżim w Pekinie do demokratycznych reform; wprowadzenie sankcji doprowadziłoby do chińskiej blokady towarów z USA, co przyniosłoby 13 mld dolarów strat rocznie. Zgodnie z najnowszym sondażem 59 proc. Amerykanów sądzi, że prezydent powinien jechać, a 32 proc. - że nie.

Za Gazetą Wyborczą z 13 czerwca 1998

 

Powrót do menu Po chińsku     Powrót do strony głównej